Antystruktura
Erich Fromm w „Mieć czy być” opisał wpływ nadmiernego organizowania na pogłębianie się bezmyślności. Uznając tę hipotezę za słuszną, pozostaje zastanowić się, na czym polega owa „nadmierność”. I dodać, że nie jest ona jedyną pułapką.
Struktura organizacyjna z założenia wspomaga rozwój firmy, o ile została stworzona ze świadomością, że temu właśnie ma służyć. Pomińmy przypadki nienormalne, kiedy struktura jest z jakiegoś powodu narzucona. Jak więc to możliwe, że uporządkowanie organizacji może mieć odwrotny efekt – utrudniać jej rozwój?
Jeżeli firma np. poszerza swoją ofertę, zwiększa liczbę pracowników, kontrahentów, wyposażenia, itd. zapominając o celach, które być może zmieniły się tylko ilościowo (produkujemy więcej mebli, przyjmujemy więcej pacjentów) – łatwo będzie się jej zagubić. Podobne zagrożenie powstaje, gdy firma mimo mnóstwa zmian wewnętrznych, wymuszonych przez zmiany w otoczeniu wciąż z uporem utrzymuje początkową strukturę. By zachować równowagę na chyboczącym się pokładzie, co silniejsi liderzy wzmacniają na różne sposoby podległe im obszary i na nich się skupiają, co pogarsza sytuację, ponieważ formalny podział na poszczególne komórki zamienia się w ich niemal fizyczne rozdzielenie. Zdarza się też – z podobnym efektem – że nie docenia się ogromnego znaczenia sprawnej komunikacji wewnętrznej. Taka, jaka wystarczyła kiedyś, oparta na mailach i spotkaniach, stosowana jest i dzisiaj. Dlatego skrzynki pocztowe puchną od nieprzeczytanych wiadomości, a kalendarze puchną od ilości spotkań. Trwa bieganie z taczkami – pustymi, bo nie ma kiedy ich załadować.
Istnieją również firmy – adhokracje – mające ten komfort, że mogą zmieniać swoją strukturę „pod projekt”, dzięki czemu ważne aspekty wewnętrznej współpracy optymalizują się same, ale to już trochę inna bajka.
Tomasz Wachowicz