Metafizyczny zasób
Trzeba skierować uwagę na własne doświadczenie, by przeżyć upływ czasu i uświadomić sobie, że żyje się w czasie. (Jan Hartman „Głupie pytania. Krótki kurs filozofii”)
Planując wieczór z przyjaciółmi sprawdzamy stan swojego portfela. Chcąc własnoręcznie zawiesić obrazek na ścianie – sprawdzamy, czy mamy młotek i gwoździe. Przychodzi ochota na brydża – zastanawiamy się, czy wśród znajomych są brydżyści. Czyli – najpierw kontrolujemy stan dostępnych zasobów. Wtedy dopiero możemy nimi odpowiednio zarządzić, by przedsięwzięcie się udało. Stan portfela zdecyduje, czy wybierzemy restaurację z trzema Gwiazdkami Michelin – czy osiedlową pizzerię.
Podziały zasobów są różne, zazwyczaj wymienia się zasoby finansowe, fizyczne, prawne, ludzkie, organizacyjne, niekiedy również informacyjne i komunikacyjne. Niezależnie od przyjętego podziału, wszystkie one mają pewne wspólne cechy: można je kupić lub zdobyć w inny sposób, nie zużywają się całkowicie, ewentualnie można je wymienić lub zastąpić innym rodzajem zasobów (np. ludzi zastąpić maszynami). I nie wszystkie są zawsze konieczne. Zasób należałoby uznać za krytyczny (kluczowy, maksymalnie ryzykowny, itd.), gdyby będąc koniecznym – nie podlegał żadnym wymianom, ani kompromisom. I poświęcić mu o wiele więcej uwagi, niż pozostałym. I jest taki zasób: czas.
Na nic złota karta kredytowa, samowbijający się gwóźdź, mieszkanie po sąsiedzku z brydżowymi mistrzami świata – jeżeli go zabraknie. Liczne metody zarządzania czasem może i są skuteczne, ale wtedy, gdy są poprzedzone czymś, co rzadko robimy: określeniem jaką jego ilością realnie dysponujemy oraz zbadaniem sposobu, w jaki z niego korzystamy. Podkreślić należy słowo „zbadaniem” – nie chodzi bowiem o nasze wrażenia i oceny, lecz o stwierdzenie faktów. A te potrafią wprawić w osłupienie. Rozmiary codziennego marnotrawienia czasu okazać się mogą wręcz szokujące. Taką terapię szokową warto sobie czasem zastosować.
Tomasz Wachowicz