Tango sądowe
Najnikczemniejszą niewdzięcznością wypłacają się ci, których obsypujemy dobrodziejstwami (Józef Ignacy Kraszewski, „Ładny chłopiec”)
Uczenie się na błędach nie jest tylko ludzką domeną. Kiedy stwierdzamy, że coś poszło źle, naturalną reakcją jest ustalenie przyczyny. Tutaj kryje się pierwsza pułapka: pochopne wyciąganie wniosków. Jest wiele metod pomagających jej uniknąć, na przykład logiczny i przejrzysty diagram Ishikawy. Rzut oka na jego konstrukcję sugeruje, że przyczyn należy szukać w aż pięciu potencjalnych źródłach, z których wprawdzie jednym jest człowiek, ale wciąż pozostają cztery inne. Każde z nich dzieli się jeszcze na „źródełka cząstkowe”, w efekcie ów „człowiek” staje się zaledwie jednym z elementów do rozpatrzenia.
Wykrycie popełnienia błędu łączyć się może z emocjami, a wtedy nawet diagram nie pomoże. Domyślną przyczyną staje się oczywiście człowiek – bo to on ma obowiązek wykazać się cechami, których żadna maszyna, metoda, materiał, czy system zarządzania same w sobie nie mają. Takie podejście jest nieporozumieniem – powiedzą jedni. By zacząć badać inne potencjalne źródła, trzeba najpierw uniewinnić człowieka – odpowiedzą przeciwnicy. Adwokaci i prokuratorzy.
Idąc bliższym sercu tropem adwokackim należy założyć, że wszystkie inne przyczyny błędu stanowić będą okoliczności łagodzące ludzką winę. To uruchamia najlepsze odruchy – zrozumienie, współczucie, chęć pomocy. Tworzyć się mogą na tym tle osobiste, korzystne relacje, szczególnie w układzie menadżer-pracownik. Pozazdrościć obu stronom! Chyba, że…
Trafność takiego podejścia zależy – zgodnie z zasadą, że do tanga trzeba dwojga – od tego, czy druga strona potrafi się znaleźć w tej sytuacji i odpowiednio ją docenić. Czy jest na to wystarczająco dojrzała. Czy wyciągnięta do niej pomocna dłoń wywoła mobilizację, czy zapadnięcie się w strefę komfortu? Osoba obdarowana nadmierną życzliwością nabierze wrażenia, że w zasadzie nigdy niczemu nie jest winna, że wspieranie jest dla odruchem wobec niej obowiązkowym, a nie przywilejem. Niedostrzeżenie takiego zagrożenia prowadzi do zaburzenia zarówno relacji zawodowych, jak i prywatnych. Menadżer przejmuje na siebie stres cudzych niepowodzeń, obarcza się za nie winą – to niemal patologiczny przypadek, ale czy tak się zdarzyć nie może? Przestaje dostrzegać, że druga strona stopniowo przekracza kolejne granice przyzwoitości. Osoba wykorzystująca w ten sposób sytuację sama wpędza się w ślepą uliczkę. Następuje u niej podwójne uwstecznienie; z jednej strony traci swój kapitał umiejętności i kompetencji, z drugiej – zanikają jej zdolności funkcjonowania w normalnym, niekoniecznie aż tak przyjaznym i wyrozumiałym otoczeniu. W dzisiejszym świecie skutki tego procesu mogą być opłakane.
Czyżby należało bardziej przychylnym okiem spojrzeć na drogę prokuratorską?
Cóż, w sądach sprawiedliwy wyrok zależy od starcia prokuratora z adwokatem i nikt z nich nie może być faworyzowany. W sytuacjach nad którymi dziś się zastanawiamy sędzią jest czas. A on bywa sędzią niecierpliwym, ale raczej sprawiedliwym, a jego wyroki potrafią zaskoczyć zarówno prokuratora jak i adwokata.
Tomasz Wachowicz